środa, 4 listopada 2015

Rozdział 2

No i jest rozdział nr 2 :) Specjalna dedykacja dla Lami bez której nie wystartował by nawet pierwszy rozdział, mam nadzieję że zostanie ze mną do końca XD .
Miłej lektury.



2.
Wędrówka do lochów nie była łatwa. Hermiona co chwilę potykała się o porozrzucany na posadzce gruz, który kiedyś był jedną ze ścian Zamku. W korytarzu panował półmrok, co dodatkowo utrudniało jej podróż. Mężczyzna idący przed nią wydawał się nie zwracać uwagi na sterty kamieni leżących mu na drodze. Płynnie lawirując pomiędzy przeszkodami, parł naprzód, nie zwracając uwagi na ciche przekleństwa wydobywające się z ust jego uczennicy.
Hermiona nie potrafiła zebrać myśli, a w momencie, gdy próbowała się na czymś skupić, jakiś bezczelny głaz stawał jej na drodze, omal nie zwalając jej z nóg. Jak Dumbledore chce naprawić tak wielkie zniszczenia w kilka dni? Owszem, jest wielkim czarodziejem, ale w tym wypadku, to chyba sam Merlin by nie podołał. - Ała, cholera! – zaklęła, potykając się kolejny raz.  – Tydzień... tylko tyle pozostało, by wkroczyć w dorosłe życie. Nie będę już uczennicą, będę... no właśnie... kim będę? Aurorem ? Miałam nim być, taki był przynajmniej plan chłopaków... Ron tak się napalił na to stanowisko... Ron.... Twarz rudzielca ponownie zagościła w jej wspomnieniach. Tak nieodpowiedzialny... grubiański... irytujący... a jednocześnie najlepszy...
Stój Granger! – Poczuła jak ktoś łapie ją za kołnierz i z całą siłą ciągnie w tył. Zdziwiła się i obróciła głowę w stronę domniemanego oprawcy. Nawet nie zauważyła, że jej profesor się zatrzymał, a teraz stał trzymając ją za tył szaty.
Granger, czy ty kompletnie straciłaś rozum? – syk, który wyłonił się z jego gardła przyprawił ją o gęsią skórkę. Snape był wyraźnie zły, a jego oczy ciskały pioruny.
O co chodzi profesorze? – siliła się na spokój, jednak jej irytacja wciąż rosła. Była zbyt zmęczona i obolała.
Hermiona Granger była bardzo opanowaną czarownicą, jednak gdy ktoś wytykał jej brak ambicji lub sugerował brak inteligencji... miał nie lada kłopoty, delikatnie rzecz ujmując.
Jej pytanie zbiło go trochę z pantałyku. Czyżby naprawdę tego nie widziała? Szczyt kretynizmu – załamał ręce w duchu.
Patrz, Granger – wskazał palcem schody prowadzące do lochów, a raczej coś, co było kiedyś schodami, bo teraz widniała tam czarna dziura.
Oj – wymsknęło jej się, gdy spojrzała w dół.
Bardzo inteligentny komentarz, Granger. – Kpiarski uśmieszek ukazał się na jego twarzy.
Hermiona pokraśniała.
Co teraz zrobimy profesorze? Z tego co mi wiadomo żadnego elementu konstrukcyjnego Hogwartu, nie można naprawić, nie znając specjalnego zestawu inkantacji. – Hermiona była z siebie dumna, że mimo złości i lekkiego zażenowania, udało jej się całkiem normalnie wypowiedzieć to zdanie. Tak jak na Pannę-Wiem-To-Wszystko przystało.
Te zaklęcia zna tylko dyrektor. A teraz za mną, Granger. – Odwrócił się na pięcie i ruszył, nie czekając na nią.
Uśmiechnął się w duchu, gdy zobaczył, że schody prowadzące na drugie piętro są całe. No to obejdzie się bez czarnej magii, choć z drugiej strony ciekawe, jak zareagowałaby Granger, gdyby poznała próbkę jego mrocznych zdolności... Dość! – Głosik w jego głowie był tak stanowczy, że umysł nie ważył się mu przeciwstawić. – Cholerna czarna magia. Gdyby tylko był jakiś sposób, aby wyzbyć się jej wpływu.
"Czarna magia ma potężną moc, ale żąda zbyt wiele w zamian, uzależnia i pociąga w mrok coraz głębiej, aż człowiek zatraca się całkowicie. Wszystko co złe wydaje się mu słuszne, i pragnie tylko potęgi i władzy. Tak właśnie skończył Tom Riddle, który poszedł o krok za daleko." – Zadzwięczało mu w głowie, to jedno zdanie, które kiedyś wypowiedział Albus.
Wszedł po schodach prowadzących do góry i zobaczył cel swojej wędrówki. Zatrzymał się na środku korytarza, i musiał zaczekać na tę irytującą Gryfonkę, bo pewien siwowłosy dropsoholik kazałby mu całą noc przeczesywać zamek, gdyby się zgubiła, a co do tego, że by tak było nie miał wątpliwości. Przynajmniej nie w obecnym stanie rzeczy
Rusz się, Granger, nie mam całej nocy.
Gdy zobaczył burzę brązowych loków, wyłaniającą się znad schodów, ruszył dalej, a wchodząc do gabinetu nauczyciela OPCM ujrzał to, czego chciał. Kominek.
Usłyszał za sobą ciche sapanie. Odwrócił się i uniósł kpiarsko brew.
Muszę... popracować... nad kondycją... profesorze – wysapała, nie potrafiąc uregulować oddechu.
Wredny uśmiech wykrzywił mu usta.
W pani wypadku nie tylko nad kondycją, panno Granger.
Postanowiła puścić to mimo uszu, bo w końcu kto uważał by ją za najmądrzejszą czarownicę młodego pokolenia, gdyby reagowała na głupie zaczepki.
Granger, słyszałaś kiedyś o podróżach łączonych siecią Fiuu?
Oczywiście, profesorze. Nie rozumiem tylko, po co to panu teraz?
To oczywiste, Granger. Mój gabinet, komnaty oraz pracownia, są specjalnie chronione. Tą drogą mogą wejść prócz mnie, tylko dyrektor i Minerwa, lub osoba która mi towarzyszy.
Rozpal kominek, Granger, ja poszukam proszku Fiuu.
Hermiona była na skraju załamania nerwowego. Przebywała z tym impertynenckim profesorem zaledwie od godziny, a już miała go serdecznie dosyć na resztę życia. O Merlinie, a gdzie tam wspólne warzenie eliksirów –westchnęła.
- Właź do kominka, Granger – powiedział, a gdy dziewczyna stała już na miejscu, podszedł do niej. – Proszę mnie objąć, panno Granger
Dziewczyna objęła go w pasie, jednocześnie spoglądając do góry na jego twarz. Gdy ich oczy ponownie się spotkały, Hermiona zauważyła lekki błysk w tych czarnych. Mężczyzna wyciągnął rękę, i nie przerywając kontaktu wzrokowego powiedział:
Gabinet Mistrza Eliksirów, Hogwart.
***************
Ginny Weasley całe życie chciała zostać uzdrowicielką, jednak teraz nie wiedziała do czego ma włożyć ręce. Poppy Pomfrey nie żyła i nie było nikogo, kto by pokierował całym tym bałaganem, który powstał w prowizorycznym skrzydle szpitalnym. Łózka były zajęte przez ciężej rannych, jednak cała reszta z mniejszymi uszkodzeniami, pałętała się z konta w kont. Ciała poległych pozostawione przed wejściem do zamku też nie dawały jej spokoju. Tak się nie postępuje. Garstka ludzi, która miała jako takie pojęcie o leczeniu urazów magicznych, snuła się bez celu, nie przynosząc tym większego pożytku. Musi porozmawiać o tym z dyrektorem, niech zleci któremuś z nauczycieli ogarnięcie tego wszystkiego.
O wilku mowa – pomyślała, bo właśnie w tej chwili z ukrytej komnaty wyłonił się dyrektor.
- Profesorze Dumbledore! – jej krzyk zginął w ogólnym hałasie, który rozbrzmiewał w sali. Cudownie.
Zaczęła przeciskać się między ludźmi, cały czas nawołując.
Profesorze Dumbledore! – Uff, udało się.
Witam, Panno Weasley, w czym mogę pomóc? – Dobroduszny uśmiech zagościł na jego twarzy, choć ogólna frustracja trochę psuła efekt.
Profesorze, trzeba coś z tym zrobić. – Wskazała ręką na otaczających ich ludzi. – Proszę wyznaczyć któregoś z nauczycieli, który zająłby się skrzydłem szpitalnym.
Już to zrobiłem, panno Weasley. Jest pani członkinią Zakonu Feniksa i od tej pory pani zadaniem jest dopilnowanie, aby wszyscy ranni, którzy tu przebywają mieli odpowiednią opiekę. Wszystkie eliksiry, które będą potrzebne proszę spisać i przekazać Hermionie lub profesorowi Snape'owi.
Profesorze, ale ja nie znam na tyle magomedycyny, by móc pomóc im wszystkim. – Strach o życie ludzi, który w tym momencie poczuła, bił od niej na kilometr. Dyrektor to wyczuł.
Panno Weasley, wiem że od dawna interesuje się pani magomedycyną, a poziom na którym się pani w tej chwili znajduje, przewyższa wiedzę niejednego dorosłego czarodzieja. Strach, który panią ogarnął, świadczy sam za siebie. Jest pani gotowa. Na twarz Dyrektora wstąpił lekki uśmiech, a w oczach zagościł błysk, po czym najnormalniej w świecie odwrócił się na pięcie i wyszedł, pozostawiając Ginny w wyrazie osłupienia.
Chwilę zajęło, nim młoda Gryfonka się ogarnęła. Dobrze, muszę chwilę pomyśleć... co będzie jeśli oni umrą? – w jej głowie odezwał się cichutki głosik. – Co jeśli popełnię błąd? – zawtórował drugi. Och, daj spokój, jesteś Gryfonką czy nie? Jak im nie pomożesz, to na pewno dobrze nie będzie. Do roboty.
- Sonorus. – Zwielokrotniony ton głosu Ginny, przebijał się echem po Wielkiej Sali, i momentalnie wszystkie głowy zwróciły się w jej stronę. – Słuchajcie! Wszystkich pomagających w leczeniu zapraszam na środek. Osoby z urazami głowy zapraszam do stołu prezydialnego. Dena, wyczaruj proszę krzesła pod tamtą ścianą. – Wskazała palcem miejsce, gdzie zwykle stal stół Slytherinu. Chłopak uczynił jak kazała. – Proszę, aby wszystkie osoby z drobnymi urazami usiadły na tamtych krzesłach. Dean, Seamus – zwróciła się do chłopaków, lecz jej zapał nagle przygasł. – Zajmiecie się wniesieniem zmarłych, ułożycie ich w tej komnacie, z której wyszedł profesor Dumbledore. – Gryfoni w milczeniu skinęli głowami i wyszli.
Wy – zwróciła się do pozostałej na środku grupy. – Podzielicie się na mniejsze grupki po 3, góra 4 osoby, wedle wiedzy, nie przyjaźni. – Tu wymownie spojrzała na Hannę Abbott i Erniego Macmillana. – Ze mną zostają; Susan Bonnes, Lee Jordan, Katie Bell. Zajmiemy się najcięższymi przypadkami. Do roboty, ludzie ranni czekają.
Gdy wszyscy ruszyli do swoich obowiązków, Ginny postanowiła jeszcze sprawdzić zapas eliksirów, który im został, oraz sporządzić listę tych, których brakuje.
Eliksir wzmacniający, tego zdecydowanie jest zbyt mało, uzupełniający krewsłodkiego snu, jeszcze eliksir przeciwbólowy. Doszła do wniosku, że tyle na razie powinno wystarczyć, i już chciała wracać do pracy, gdy jej uwagę przykuło coś, co zdecydowanie nie powinno mieć miejsca. Dean i Seamus wnosili dość wysokiego, postawnego mężczyznę z czupryną rudych włosów. Ron... – pomyślała, i w tym momencie świat zawirował.


***********


Albus Dumbledore nie był już młodzikiem i miał czasami wrażenie, że oczekiwania czarodziejskiego świata, co do jego osoby zaczynają go przerastać. Owszem, miał plan i wiedział co robić, jednak wiązało się to z niemałym poświęceniem. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że nie siebie poświęcał, jednak on był tym, który podejmował decyzje. Ostatnie wydarzenia pokazały mu, że choć nie wiadomo, jak doskonały i przemyślany plan posiadał, nie mógł być pewny wygranej. Tom go zaskoczył, a on zastanawiał się, jak mógł być takim głupcem, by zapomnieć o barierze antydeportacyjnej. No i Harry... chyba przecenił możliwości tego chłopca. Miał co prawda zadatki na wielkiego czarodzieja, jednak póki nie wyzbędzie się brawury i nie spoważnieje, nie ma co na niego liczyć. Chyba mamy ten sam problem, Tom. Zbyt naiwnie skupiliśmy całą swą uwagę na słowach przepowiedni, jednak ja już to wiem, a ty, Tom? W jakiej dziupli tym razem siedzisz? Przerwał swój wewnętrzny monolog i skupił uwagę na pozostałości swego gabinetu. Ściana na której normalnie znajdowało się okno, była zburzona i panował tu ogólny bałagan, jednak biurko i fotel pozostały nietknięte.
Trzeba rozwiązać problem odbudowy. Nie będzie to proste, bo już od dobrych dwudziestu lat nie używał zaklęć wielokierunkowych, a przynajmniej nie na taką skalę. Przetarł dłonią twarz. Chyba jestem na to zbyt stary. Wstał z fotela i zaczął krążyć po gabinecie.
Albusie. – Usłyszał piskliwy głos Armanda Dippeta, wydobywający się z jednego z portretów. – Nie zapomnij o OWUTEM-ach. Uczniowie siódmego roku mają obowiązek zdać egzaminy końcowe.
- Och, Armandzie, mówisz tak, jakby egzaminy końcoworoczne były moim największym zmartwieniem, ale masz rację, trzeba wziąć to pod uwagę. – Skłonił lekko głowę przed portretem. - Dobrej nocy, Armandzie. – powiedział i wyszedł z gabinetu.











2 komentarze:

  1. Dzięki za dedykację <3 XD
    Twój Severus, jest Severusem w każdym calu:) Wredny, sarkastyczny, i patrzący z góry na Granger. Ona jednak jeszcze mu pokaże, że się myli.
    Biedna Ginny, cały szpital na jej głowie. Tylu rannych, tylu zmarłych... to musiało być wstrząsające.
    A na koniec Albus ze swoimi rozterkami... mam nadzieję, że staruszek się pozbiera i weźmie się w garść!
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że wena cię nie opuści!
    Buziaki <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    znalazłam Twój blog na spisie blogów Sevmione, zajrzałam i przeczytałam te dwa rozdziały. Powiem, że zaczyna się interesująco. Ta czarna magia to trochę jak ciemna strona mocy w Gwiezdnych Wojnach :P
    Zaskoczyło mnie, że tyle osób żyje ale spoko, u mnie przeżył tylko Snape, w porównaniu ze mną jesteś bardzo łaskawa :)
    Życzę weny i zapraszam do siebie!

    OdpowiedzUsuń