sobota, 31 października 2015

Rozdział 1.

Witam! Zamieszczam pierwszą notkę i z pokorą nowicjusza czekam na opinie. Mam nadzieję, że historia was zaciekawi. Przepraszam za układ tekstu, muszę nad tym popracować. 
Zapraszam do lektury.
Severus





Ciemny granat nocy pogłębiał bolesną ciszę, panującą na błoniach Hogwartu. Ciała bezimiennych ofiar, zastygłych w niemym zaskoczeniu przed nachodzącą śmiercią, zaścielały murawę, która tej nocy i tak doświadczyła zbyt dużo. Ostatnia bitwa dobiegła końca, ale czy była ostatnia? Lord Voldemort, przeczuwając swoja porażkę, deportował się wraz ze swą najwierniejszą świtą.  Obrońcy Hogwartu wygrali bitwę, jednak radość z wygranej przyćmił ciężar niewypowiedzianej porażki... Tom Riddle, przeżył.

Samotna postać odziana w czerń wędrowała w ciszy brzegiem jeziora, bijąc się z własnymi myślami. Co teraz? Słowa Czarnego Pana wirowały mu w głowie. "To jeszcze nie koniec, Ja wrócę,  czekajcie na znak". Tę wiadomość usłyszał każdy pozostały przy życiu śmierciożerca. Mężczyzna miał  wrażenie, że historia zatoczyła koło. Wojna, potem bitwa, zwycięstwo, ale nie do końca i walka zacznie się od nowa. Severus Snape jednego był pewien, jeszcze nie nadszedł czas, gdy dane mu będzie odpocząć, będzie wolny i sam zdecyduje o swoim losie. Jednak dzisiaj nie chciał o tym myśleć. Nie dość, że bolała go głowa, to jeszcze miał zbyt wiele do zrobienia w zbyt krótkim czasie. Odwrócił się, by otoczyć spojrzeniem zamek, z którego niezbyt wiele pozostało. Zegar na wieży wybił północ.

Cholera – zaklął pod nosem i skierował się w stronę zamku, gdzie miało odbyć się spotkanie Zakonu Feniksa.

*********

Wielka Sala zamieniona tymczasowo w prowizoryczne skrzydło szpitalne, wypełniona była ludźmi. Łóżka dla ciężej rannych, ustawione były pod ścianami, niczym w szpitalu wojskowym. Na środku zebrali się; Molly i Artur Weasley, Hermiona, Tonks, Lupin, Minerwa McGonagall, oczekując na swojego przywódcę. Nie odzywali się. Każdy z nich mierzył się z potworami własnego umysłu, nie znając, ani ich rozmiarów, ani zamiarów. Rodzice martwili się o dzieci, a dzieci o rodziców, jednak rozkaz był jasny i nikt nie śmiał go złamać: "Każdy kto będzie do tego zdolny, ma się stawić o dwunastej w nocy w Wielkiej Sali".

Ciche skrzypienie drzwi oznajmiło przybycie Dyrektora. Wyglądał dużo starzej niż normalnie, jego zmarszczki się pogłębiły, skóra poszarzała i nawet tak dobrze wszystkim znany blask w oczach przygasł.

– Witajcie, moi drodzy. Zapraszam za mną – zwrócił się do grupki stojącej po środku sali,  kierując się do komnaty ukrytej za stołem prezydialnym.
Pomieszczenie, do którego weszli nie było przystosowane do tego typu zebrań, i ludzie którzy się w nim znaleźli nie bardzo wiedzieli, co mają ze sobą zrobić, a także nie potrafili określić nawet jaki charakter miało mieć to spotkanie.

– Siadajcie – powiedział Dumbledore, i jak na zawołanie koło każdej obecnej osoby pojawiło się krzesło. – Nie mam dobrych wieści. Bitwa dobiegła końca, jednak zło nie zostało zniszczone. Tomowi, Belli, Lucjuszowi, Narcyzie i jeszcze kilku śmierciożercom udało się uciec. Aurorzy ruszyli za nimi w pościg, ale myślę jednak, że Tom nie da tak łatwo o sobie zapomnieć.

– Albusie, jakie straty? – Minerwa McGonagall siliła się na spokojny ton, ale kto po stoczonej niedawno bitwie potrafiłby tego dokonać?

– Zbyt wielkie Minerwo, zbyt wielkie... – W komnacie ponownie zaległa cisza. Zebrani obawiali się zadać pytanie, które dręczyło ich wszystkich. Po kilku sekundach z końca komnaty dało się słyszeć cichy głos, wydobywający się ze ściśniętego strachem gardła.

– Kto, Albusie? – Molly Weasley nie była tchórzem, jednak gdy w grę wchodziło życie jej bliskich, stalowe szpony strachu zaciskały się na sercu tej kobiety.

Albus posmutniał jeszcze bardziej, przywołał pergamin, który miał wcześniej przygotowany i zaczął czytać:

– Filius Flitwick, Padma Patil, Poppy Pomfrey, Aberforth Dumbledore, Alastor Moody, Ronald Weasley, Kingsley Shacklebolt, Neville Longbottom...

Lista zdawała się nie mieć końca.

Na dźwięk nazwiska swego syna, Molly Weasley głośno zawyła, niczym ranione zwierzę. Artur był bardziej opanowany. Spojrzał na Dyrektora pytającym wzrokiem, i uzyskawszy zgodę, wyrażoną skinieniem głowy, wyprowadził żonę, by mogli razem przeżyć żałobę.

**************

Hermiona nie do końca wierzyła w to, co usłyszała. Czy to możliwe, żeby Ronald Weasley nie żył? Nie. Jednak rozsadek podpowiadał jej, że to nie temat do żartów. Tylu ludzi... tylu przyjaciół... i dlaczego to wszystko? Bo jest głupi facet, który ubzdurał sobie, że będzie rządził światem, a ktoś stanął mu na drodze? Co za paranoja! Pomyśleć, że znalazł jeszcze idiotów, którzy nie dość, że dali się traktować gorzej niż psy, to jeszcze wypełniali jego poronione rozkazy...

Ronald Weasley. Twarz chłopaka przewijała się jej przed oczami. Tyle razem przeżyli... w pierwszej klasie pokonali górskiego trolla, uratowali kamień filozoficzny... w drugiej odkryli tajemnicę Komnaty Tajemnic... w piątej wyszli cało z zasadzki zastawionej na nich przez śmierciożerców... Każdą wolną chwilę spędzali razem... Ron ją kochał, a ona o tym wiedziała. Dosyć – powiedziała sobie stanowczo – to nie jest dobry czas na opłakiwanie poległych... Samotna łza spłynęła jej po policzku.

Jednak mózg to nie jest narząd, który da się ugłaskać zwykłymi nakazami. Są chwile w życiu człowieka, gdy emocje biorą górę bez względu na to, jak bardzo byśmy chcieli, by było inaczej. Hermiona właśnie w tamtej chwili miała ten problem – nie mogła przestać myśleć.
Neville, może i był niezdarny, jednak był też bohaterem, prawdziwym Gryfonem i przyjacielem. To on osłonił ją przed morderczym zaklęciem, mogła zająć jego miejsce, jednak to on leżał teraz martwy w bliżej nieznanym miejscu... sam ...

Z zamyślenia wyrwał ją głośny trzask drzwi, uderzających o ścianę. Jak na zawołanie wszystkie głowy zwróciły się w tamtą stronę, by ujrzeć sylwetkę Mistrza Eliksirów.

– Dyrektorze. – Mężczyzna skinął głową bez zbędnych tłumaczeń, wyczarował sobie krzesło i usiadł.
Miał potarganą szatę. Hermiona zauważyła ogromną ranę z tyłu jego głowy. Włosy mężczyzny w tym miejscu były zlepione od wciąż świeżej krwi, jednak on zdawał się tym nie przejmować.

– Severusie, jakieś wieści? – w głosie Dyrektora nie było nadziei, lecz dało się raczej wyczuć zwykłą rutynę, jakby spodziewał się, że odpowiedź nie spełni jego oczekiwań.

– Dyrektorze, wiem tylko tyle, że każdy śmierciożerca przed deportacją Czarnego Pana otrzymał wiadomość, której treść już przekazałem. Nie nie wiem, jak to było możliwe, ale porostu w pewnym momencie jego cudowny i jakże romantyczny głos, zagościł w mojej głowie – Snape skrzywił się paskudnie.

– Dobrze, Severusie. Jeżeli się czegokolwiek dowiesz, wiesz gdzie mnie szukać – skinął Dumbledore. – Przejdźmy do dalszej cześć spotkania. Większość z naszych jest lekko ranna, jednak Harry, Bill, Luna, profesor Sprout i Fred musieli zostać przeniesieni do szpitala Świętego Munga i musimy zapewnić im ochronę. Remusie, Nimfadoro zajmijcie się tym, proszę.

– Severusie, ty i panna Granger, zajmiecie się eliksirami, tylko proszę doprowadź się najpierw do porządku – dodał, patrząc na mężczyznę z wyraźnym smutkiem w oczach.

– Dumbledore, ja nie potrzebuję pomocy. Działam sam. Zresztą Panna-Wiem-To-Wszystko-Najlepiej będzie mi tylko przeszkadzać. To nie ten poziom – złośliwy uśmiech wykrzywił jego wargi.

– Profesorze Dumbledore – głos Gryfonki z każdą sekundą nabierał zdecydowania. – Oczywiście zrobię wszystko co w mojej mocy. A co do poziomu, profesorze Snape, to się jeszcze przekonamy.

– Granger, nie pozwolę aby wścibski łeb jakiegokolwiek ucznia, a już tym bardziej twój, zawitał  w mojej pracowni.

– Severusie, czy ci się to podoba, czy nie, panna Granger od dzisiaj jest twoim pomocnikiem – stwierdził Dumbledore. – A co do jej wiedzy, to nie mam wątpliwości, że będzie ci pomocą, a nie przeszkodą.

– Nie ma mowy Dumbledore, ona...

– Nie będę z tobą dyskutował, Severusie – Dumbledore przerwał mężczyźnie w pół zdania, przewidując co nastąpi. – To jest polecenie służbowe, a z tego co mi wiadomo, ja tu jestem dyrektorem. Zaczynacie zaraz po zebraniu, czy to jest jasne?

Mistrz Eliksirów prawie niezauważalnie skinął, po czym z miną wściekłego hipogryfa skrzyżował ręce na piersi, nie zaszczycając dyrektora nawet spojrzeniem.

– Dobrze, pozostaje kwestia odbudowy zamku. Uczniowie muszą zostać jak najszybciej przetransportowani do szkoły – ciągnął Dumbledore – W chwili śmierci Aberfortha zabezpieczenia w Świńskim Łbie zniknęły. Wysłałem tam co prawda parę osób, jednak myślę Minerwo, że powinnaś do nich dołączyć. Gdy eliksir Słodkiego Snu przestanie działać i uczniowie się pobudzą, przyda się ktoś z twoim autorytetem.

Minerwa McGonagall natychmiast poderwała się z miejsca, skinęła wszystkim głową i wyszła.

–  Gdy tylko lżej ranni wydobrzeją, powinni pomóc w odbudowie zamku. Mamy jeszcze tydzień do zakończenia roku szkolnego. To wszystko, co mam wam w tej chwili do powiedzenia, dziękuję. – powiedziawszy to starszy mężczyzna uśmiechnął się do wszystkich.  – Do roboty, moi mili, mamy mało czasu. – Podszedł do drzwi i wyszedł.

Przez krótką chwilę zaległa cisza. Tonks nieśmiało położyła rękę na ramieniu Lupina
– Remusie ...

– Tak, chodźmy Doro.

Skinęli na pożegnanie pozostałej dwójce i wyszli.

Hermiona nie wiedziała jak się zachować. Snape nie ruszył się z krzesła, i nic nie powiedział. Czy powinna się odezwać? Siedziała tak jeszcze chwilę, aż w końcu nie wytrzymała:

– Profesorze Snape.
Cisza.
– Profesorze... wszystko w porządku?
Cisza.
Coś było wyraźnie nie tak. Nie myśląc dłużej, powoli podeszła do mężczyzny, siedzącego na krześle i potrząsnęła jego ramieniem.
- Profesorze!
Cisza. Mężczyzna był nieprzytomny.
Pięknie, jeszcze mi tego brakowało. Wycofała się, by obejrzeć ranę na głowie mężczyzny. Nic dziwnego, że stracił przytomność. Jeszcze chwila, a by się wykrwawił. Do czego to prowadzi męska duma.
– Accio supplementum – powiedziała, i po chwili trzymała w ręce eliksir uzupełniający krew. Wycelowała różdżką w ranę na głowie mężczyzny. – Sanabit.

Po chwili po ranie nie było śladu, jedynie sklejone krwią włosy i mokra od krwi peleryna mogły świadczyć, że kiedyś tam była. Hermiona odkorkowała fiolkę i wlała jej zawartość do ust swego profesora, odchylając lekko jego głowę tak, by przełknął zawartość. Ponownie celując w mężczyznę różdżką, krzyknęła:
– Enervate

Nie minęła nawet minuta, gdy poczuła, jak stalowe palce zaciskają się na jej gardle i siłą zostaje przyparta do ściany, a różdżka profesora wbija jej się boleśnie w bok. Bystre onyksowe oczy wwiercały się w jej orzechowe... po chwili w tych czarnych można było dostrzec zrozumienie. Puścił ją.
Zaczęła rozmasowywać kark, który prawie jej zmiażdżył, jednak co dziwne nie bała się. Była zaskoczona do tego stopnia, że nie zdążyła pomyśleć o strachu.

– Granger, nigdy więcej tego nie rób, bo następnym razem możesz stracić życie. – W jego głosie nie było sarkazmu, tylko cicha groźba.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Hermiona nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Co to w ogóle było? Napady lękowe? A może...
– Granger, czekasz na zaproszenie? A może Panna-Wiem-To-Wszystko-Lepiej chce się wycofać ze swojego zadania?
– Nie profesorze, po prostu się zamyśliłam.
– Nie kłam, Granger. Ty nie myślisz. A teraz do Lochów





5 komentarzy:

  1. Przyznam się, że znam ten rozdział na pamieć :D i bardzo mi się podoba. Krajobraz po bitwie, która nie przyniosła rozstrzygnięcia wojny jest bardzo przejmujący. Voldek zwiał, i pewnie jeszcze nieźle namiesza. No i nasza ulubiona para zostaje zmuszona do współpracy :) Oj, będzie się działo!
    Pozdrawiam,
    Lamia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacznę od tego, że bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Masz bogate słownictwo i mimo, że dialogi miejscami drażnią sztywnością, to nie przeszkadza to aż tak bardzo, że zamykam stronę. Opis krajobrazu, przeżyć, tła historycznego - jest i w dodatku bardzo pozytywnie jestem zaskoczona, że tak to się wszystko ma. Vold nie umarł? A to ci franca.

    Uderzyło mnie jednak kilka rzeczy.
    Po pierwsze: Albus czyta listę zmarłych osób, na której pojawia się jego brat a on... ani drgnie. Nie wiem czy to przypadek czy po prostu tak miało być, ale jakby mnie umarł brat, to przynajmniej zawiesiłabym głos, czytając jego imię. Do dopracowania. (PS czy to Twoje pierwsze ff? Jeśli tak wybaczam :))

    Po drugie: ta sama historia z Hermioną. Ron, nieważne czy chłopak czy nie, był jej przyjacielem od 6/7 lat. Po takim stażu, ludzie zaczynają coś do siebie czuć, chociaż sympatię. A ona od razu zapomina o Ronie i wygłasza swoją chęć do pracy z Snapem? E-e. Nie wydaje mi się.

    Ale to ja. Czepiam się. Chociaż sama nie umiem się zastosować do swoich uwag.
    Nie mniej jednak. Chcę, abyś informowała mnie o nowościach, ponieważ powiadomień na fejsie dostaję milion pińcet, a chcę wiedzieć co dalej.

    Zapraszam do siebie i, jeśli łaska oczywiście, powiadom mnie o nowych rozdziałach.
    www.acciosevmione.blogspot.com

    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj bardzo mnie cieszy twój komentarz ponieważ w równym stopniu wychodzę z założenia że dobra krytyka jest bardzo potrzebna i bardzo pomaga. W gwoli ścisłości fragment z bratem Albusa był napisany w ten sposób specjalnie. W moim odbiorze Albus jest równie wyrachowany co Voldemort, i obojętnie patrzy na śmierć osób które poświęca dla większego dobra, jest jednak również człowiekiem więc miewa chwile przebłysku uczuć :) jednak raczej nie na forum. Co do Hermiony przyznam że nieco spaliłam :) ale nie mam pomysłu jak to inaczej opisać widzisz w moim odbiorze to wygląda tak.
      Jest powiedzmy kilka godzin po wojnie człowiek rzadko myśli wtedy racjonalnie. Zależy mi na tym aby Hermionę pokazać jako osobę pełną sprzeczności inteligentną jak diabli jednak dopiero wchodzącą w okres dorosłości wiem że to mieszanka wybuchowa, tak jednak musi na razie być bym mogła wykreować zmiany jakie w niej nastaną . Co do współpracy ze Snapem tu się z tobą niezgodzę w momęcie gdy ktoś zarzuca Hermionie niekompetencję to podejżewam że i z samym diabłem by pracowała by udowodnić że jest inaczej :)
      Dziękuję za twój komentarz postaram się by następne rozdziały były bardziej konstruktywne :)
      Oczywiście poinformuję cię o kolejnych rozdziałach
      I ostatnia kwestia startowałam kiedyś z jednym ff jednak zakładanie rodziny zaprzepaściło mi plany dokończenia go, choć nie ukrywam noszę się z zamiarem kontynuowania tego opowiadania. Pozdrawiam serdecznie
      Severus

      Usuń
    2. Cieszę się w takim razie, że nie odebrałaś mojego komentarza jako hejtu, którym nie był.

      Dziękuję za wyjaśnienie sytuacji Hermiony. Teraz chyba bardziej rozumiem, co chciałaś uzyskać.

      W każdym razie, mam nadzieję, że uda Ci się dociągnąć to do końca. Będę trzymać kciuki :)

      Usuń
  3. I znowu akcja pierwsza klasa! Hermiona z Severusem, zmuszeni do wspólnej pracy, cos czuję, że bedzie sie działo.
    Tylko Ron...Ronnn? Jak mnie drażni, tak mi go szkoda :(
    No nic, czekam na ciąg dalszy. Jak bedziesz mogła daj znac ;)
    Pozdrawiam i życzę weny!;)

    OdpowiedzUsuń