No i jest rozdział nr 2 :) Specjalna dedykacja dla Lami bez której nie wystartował by nawet pierwszy rozdział, mam nadzieję że zostanie ze mną do końca XD .
Miłej lektury.
2.
Miłej lektury.
2.
Wędrówka
do lochów nie była łatwa. Hermiona co chwilę potykała się o
porozrzucany na posadzce gruz, który kiedyś był jedną ze ścian
Zamku. W korytarzu panował półmrok, co dodatkowo utrudniało jej
podróż. Mężczyzna idący przed nią wydawał się nie zwracać
uwagi na sterty kamieni leżących mu na drodze. Płynnie lawirując
pomiędzy przeszkodami, parł naprzód, nie zwracając uwagi na ciche
przekleństwa wydobywające się z ust jego uczennicy.
Hermiona
nie potrafiła zebrać myśli, a w momencie, gdy próbowała się na
czymś skupić, jakiś bezczelny głaz stawał jej na drodze, omal
nie zwalając jej z nóg. Jak Dumbledore chce
naprawić tak wielkie zniszczenia w kilka dni? Owszem, jest wielkim
czarodziejem, ale w tym wypadku, to chyba sam Merlin by nie podołał.
- Ała, cholera! – zaklęła, potykając się kolejny raz. – Tydzień... tylko tyle
pozostało, by wkroczyć w dorosłe życie. Nie będę już
uczennicą, będę... no właśnie... kim będę? Aurorem ? Miałam
nim być, taki był przynajmniej plan chłopaków... Ron tak się
napalił na to stanowisko... Ron.... Twarz
rudzielca ponownie zagościła w jej wspomnieniach. Tak
nieodpowiedzialny... grubiański... irytujący... a jednocześnie
najlepszy...
–
Stój Granger! – Poczuła jak ktoś łapie ją za
kołnierz i z całą siłą ciągnie w tył. Zdziwiła się i
obróciła głowę w stronę domniemanego oprawcy. Nawet nie
zauważyła, że jej profesor się zatrzymał, a teraz stał
trzymając ją za tył szaty.
–
Granger, czy ty kompletnie straciłaś rozum? – syk,
który wyłonił się z jego gardła przyprawił ją o gęsią
skórkę. Snape był wyraźnie zły, a jego oczy ciskały pioruny.
– O
co chodzi profesorze? – siliła się na spokój, jednak jej
irytacja wciąż rosła. Była zbyt zmęczona i obolała.
Hermiona
Granger była bardzo opanowaną czarownicą, jednak gdy ktoś
wytykał jej brak ambicji lub sugerował brak inteligencji... miał
nie lada kłopoty, delikatnie rzecz ujmując.
Jej
pytanie zbiło go trochę z pantałyku. Czyżby
naprawdę tego nie widziała? Szczyt kretynizmu – załamał
ręce w duchu.
–
Patrz, Granger – wskazał palcem schody prowadzące do
lochów, a raczej coś, co było kiedyś schodami, bo teraz widniała
tam czarna dziura.
–
Oj – wymsknęło jej się, gdy spojrzała w dół.
–
Bardzo inteligentny komentarz, Granger. – Kpiarski
uśmieszek ukazał się na jego twarzy.
Hermiona
pokraśniała.
–
Co teraz zrobimy profesorze? Z tego co mi wiadomo
żadnego elementu konstrukcyjnego Hogwartu, nie można naprawić, nie
znając specjalnego zestawu inkantacji. – Hermiona była z siebie
dumna, że mimo złości i lekkiego zażenowania, udało jej się
całkiem normalnie wypowiedzieć to zdanie. Tak jak na
Pannę-Wiem-To-Wszystko przystało.
–
Te zaklęcia zna tylko dyrektor. A teraz za mną,
Granger. – Odwrócił się na pięcie i ruszył, nie czekając na
nią.
Uśmiechnął
się w duchu, gdy zobaczył, że schody prowadzące na drugie piętro
są całe. No to obejdzie się bez czarnej
magii, choć z drugiej strony ciekawe, jak zareagowałaby Granger,
gdyby poznała próbkę jego mrocznych zdolności... Dość! –
Głosik w jego głowie był tak stanowczy, że umysł nie ważył się
mu przeciwstawić. – Cholerna czarna magia.
Gdyby tylko był jakiś sposób, aby wyzbyć się jej wpływu.
"Czarna
magia ma potężną moc, ale żąda zbyt wiele w zamian, uzależnia i
pociąga w mrok coraz głębiej, aż człowiek zatraca się
całkowicie. Wszystko co złe wydaje się mu słuszne, i pragnie
tylko potęgi i władzy. Tak właśnie skończył Tom Riddle, który
poszedł o krok za daleko." – Zadzwięczało mu w głowie, to
jedno zdanie, które kiedyś wypowiedział Albus.
Wszedł
po schodach prowadzących do góry i zobaczył cel swojej wędrówki.
Zatrzymał się na środku korytarza, i musiał zaczekać na tę
irytującą Gryfonkę, bo pewien siwowłosy dropsoholik kazałby mu
całą noc przeczesywać zamek, gdyby się zgubiła, a co do tego, że
by tak było nie miał wątpliwości. Przynajmniej nie w obecnym
stanie rzeczy
–
Rusz się, Granger, nie mam całej nocy.
Gdy
zobaczył burzę brązowych loków, wyłaniającą się znad schodów,
ruszył dalej, a wchodząc do gabinetu nauczyciela OPCM ujrzał to,
czego chciał. Kominek.
Usłyszał
za sobą ciche sapanie. Odwrócił się i uniósł kpiarsko brew.
–
Muszę... popracować... nad kondycją... profesorze –
wysapała, nie potrafiąc uregulować oddechu.
Wredny
uśmiech wykrzywił mu usta.
–
W pani wypadku nie tylko nad kondycją, panno Granger.
Postanowiła
puścić to mimo uszu, bo w końcu kto uważał by ją za
najmądrzejszą czarownicę młodego pokolenia, gdyby reagowała na
głupie zaczepki.
–
Granger, słyszałaś kiedyś o podróżach łączonych
siecią Fiuu?
–
Oczywiście, profesorze. Nie rozumiem tylko, po co to
panu teraz?
–
To oczywiste, Granger. Mój gabinet, komnaty oraz
pracownia, są specjalnie chronione. Tą drogą mogą wejść prócz
mnie, tylko dyrektor i Minerwa, lub osoba która mi towarzyszy.
–
Rozpal kominek, Granger, ja poszukam proszku Fiuu.
Hermiona
była na skraju załamania nerwowego. Przebywała z tym
impertynenckim profesorem zaledwie od godziny, a już miała go
serdecznie dosyć na resztę życia. O
Merlinie, a gdzie tam wspólne warzenie eliksirów –westchnęła.
-
Właź do kominka, Granger – powiedział, a gdy
dziewczyna stała już na miejscu, podszedł do niej. – Proszę
mnie objąć, panno Granger
Dziewczyna
objęła go w pasie, jednocześnie spoglądając do góry na jego
twarz. Gdy ich oczy ponownie się spotkały, Hermiona zauważyła
lekki błysk w tych czarnych. Mężczyzna wyciągnął rękę, i nie
przerywając kontaktu wzrokowego powiedział:
–
Gabinet Mistrza Eliksirów, Hogwart.
***************
Ginny
Weasley całe życie chciała zostać uzdrowicielką, jednak teraz
nie wiedziała do czego ma włożyć ręce. Poppy Pomfrey nie żyła
i nie było nikogo, kto by pokierował całym tym bałaganem, który
powstał w prowizorycznym skrzydle szpitalnym. Łózka były zajęte
przez ciężej rannych, jednak cała reszta z mniejszymi
uszkodzeniami, pałętała się z konta w kont. Ciała poległych
pozostawione przed wejściem do zamku też nie dawały jej spokoju.
Tak się nie postępuje. Garstka ludzi, która miała jako takie
pojęcie o leczeniu urazów magicznych,
snuła się bez celu, nie przynosząc tym
większego pożytku. Musi porozmawiać o tym z dyrektorem, niech
zleci któremuś z nauczycieli ogarnięcie tego wszystkiego.
O
wilku mowa – pomyślała, bo właśnie w
tej chwili z ukrytej komnaty wyłonił się dyrektor.
-
Profesorze Dumbledore! – jej krzyk zginął w ogólnym hałasie,
który rozbrzmiewał w sali. Cudownie.
Zaczęła
przeciskać się między ludźmi, cały czas nawołując.
–
Profesorze Dumbledore! – Uff,
udało się.
–
Witam, Panno Weasley, w czym mogę pomóc? –
Dobroduszny uśmiech zagościł na jego twarzy, choć ogólna
frustracja trochę psuła efekt.
–
Profesorze, trzeba coś z tym zrobić. – Wskazała
ręką na otaczających ich ludzi. – Proszę wyznaczyć któregoś
z nauczycieli, który zająłby się skrzydłem szpitalnym.
–
Już to zrobiłem, panno Weasley. Jest pani członkinią
Zakonu Feniksa i od tej pory pani zadaniem jest dopilnowanie, aby
wszyscy ranni, którzy tu przebywają mieli odpowiednią opiekę.
Wszystkie eliksiry, które będą potrzebne proszę spisać i
przekazać Hermionie lub profesorowi Snape'owi.
–
Profesorze, ale ja nie znam na tyle magomedycyny, by móc
pomóc im wszystkim. – Strach o życie ludzi, który w tym momencie
poczuła, bił od niej na kilometr. Dyrektor to wyczuł.
–
Panno Weasley, wiem że od dawna interesuje się pani
magomedycyną, a poziom na którym się pani w tej chwili znajduje,
przewyższa wiedzę niejednego dorosłego czarodzieja. Strach, który
panią ogarnął, świadczy sam za siebie. Jest pani gotowa. Na twarz
Dyrektora wstąpił lekki uśmiech, a w oczach zagościł błysk, po
czym najnormalniej w świecie odwrócił się na pięcie i wyszedł,
pozostawiając Ginny w wyrazie osłupienia.
Chwilę
zajęło, nim młoda Gryfonka się ogarnęła. Dobrze,
muszę chwilę pomyśleć... co będzie jeśli oni umrą? – w
jej głowie odezwał się cichutki głosik. – Co
jeśli popełnię błąd? – zawtórował
drugi. Och, daj spokój, jesteś Gryfonką czy
nie? Jak im nie pomożesz, to na pewno dobrze nie będzie. Do roboty.
-
Sonorus. – Zwielokrotniony
ton głosu Ginny, przebijał się echem po Wielkiej Sali, i
momentalnie wszystkie głowy zwróciły się w jej stronę. –
Słuchajcie! Wszystkich pomagających w leczeniu zapraszam na środek.
Osoby z urazami głowy zapraszam do stołu prezydialnego. Dena,
wyczaruj proszę krzesła pod tamtą ścianą. – Wskazała palcem
miejsce, gdzie zwykle stal stół Slytherinu. Chłopak uczynił jak
kazała. – Proszę, aby wszystkie osoby z drobnymi urazami usiadły
na tamtych krzesłach. Dean, Seamus – zwróciła się do chłopaków,
lecz jej zapał nagle przygasł. – Zajmiecie się wniesieniem
zmarłych, ułożycie ich w tej komnacie, z której wyszedł profesor
Dumbledore. – Gryfoni w milczeniu skinęli głowami i wyszli.
–
Wy – zwróciła się do pozostałej na środku grupy.
– Podzielicie się na mniejsze grupki po 3, góra 4 osoby, wedle
wiedzy, nie przyjaźni. – Tu wymownie spojrzała na Hannę Abbott i
Erniego Macmillana. – Ze mną zostają; Susan Bonnes, Lee Jordan,
Katie Bell. Zajmiemy się najcięższymi przypadkami. Do roboty,
ludzie ranni czekają.
Gdy
wszyscy ruszyli do swoich obowiązków, Ginny postanowiła jeszcze
sprawdzić zapas eliksirów, który im został, oraz sporządzić
listę tych, których brakuje.
Eliksir
wzmacniający, tego zdecydowanie jest zbyt
mało, uzupełniający krew
i słodkiego snu,
jeszcze eliksir przeciwbólowy.
Doszła do wniosku, że tyle na razie powinno wystarczyć, i już
chciała wracać do pracy, gdy jej uwagę przykuło coś, co
zdecydowanie nie powinno mieć miejsca. Dean i Seamus wnosili dość
wysokiego, postawnego mężczyznę z czupryną rudych włosów.
Ron... – pomyślała, i w tym momencie świat zawirował.
***********
Albus
Dumbledore nie był już młodzikiem i miał czasami wrażenie, że
oczekiwania czarodziejskiego świata, co do jego osoby zaczynają go
przerastać. Owszem, miał plan i wiedział co robić, jednak wiązało
się to z niemałym poświęceniem. Zdawał sobie doskonale sprawę z
tego, że nie siebie poświęcał, jednak on był tym, który
podejmował decyzje. Ostatnie wydarzenia pokazały mu, że choć nie
wiadomo, jak doskonały i przemyślany plan posiadał, nie mógł być
pewny wygranej. Tom go zaskoczył, a on zastanawiał się, jak mógł
być takim głupcem, by zapomnieć o barierze antydeportacyjnej. No i
Harry... chyba przecenił możliwości tego chłopca. Miał co prawda
zadatki na wielkiego czarodzieja, jednak póki nie wyzbędzie się
brawury i nie spoważnieje, nie ma co na niego liczyć. Chyba
mamy ten sam problem, Tom. Zbyt naiwnie skupiliśmy całą swą uwagę
na słowach przepowiedni, jednak ja już to wiem, a ty, Tom? W jakiej
dziupli tym razem siedzisz? Przerwał swój
wewnętrzny monolog i skupił
uwagę na pozostałości swego gabinetu. Ściana na której normalnie
znajdowało się okno, była zburzona i panował tu ogólny bałagan,
jednak biurko i fotel pozostały nietknięte.
Trzeba
rozwiązać problem odbudowy. Nie będzie to proste, bo już od
dobrych dwudziestu lat nie używał zaklęć wielokierunkowych, a
przynajmniej nie na taką skalę. Przetarł dłonią twarz. Chyba
jestem na to zbyt stary. Wstał z fotela i
zaczął krążyć po gabinecie.
–
Albusie. – Usłyszał piskliwy głos Armanda Dippeta,
wydobywający się z jednego z portretów. – Nie zapomnij o
OWUTEM-ach. Uczniowie siódmego roku mają obowiązek zdać egzaminy
końcowe.
-
Och, Armandzie, mówisz tak, jakby egzaminy końcoworoczne były moim
największym zmartwieniem, ale masz rację, trzeba wziąć to pod
uwagę. – Skłonił lekko głowę przed portretem. - Dobrej nocy,
Armandzie. – powiedział i wyszedł z gabinetu.
-
Dzięki za dedykację <3 XD
OdpowiedzUsuńTwój Severus, jest Severusem w każdym calu:) Wredny, sarkastyczny, i patrzący z góry na Granger. Ona jednak jeszcze mu pokaże, że się myli.
Biedna Ginny, cały szpital na jej głowie. Tylu rannych, tylu zmarłych... to musiało być wstrząsające.
A na koniec Albus ze swoimi rozterkami... mam nadzieję, że staruszek się pozbiera i weźmie się w garść!
Pozdrawiam i mam nadzieję, że wena cię nie opuści!
Buziaki <3
Hej,
OdpowiedzUsuńznalazłam Twój blog na spisie blogów Sevmione, zajrzałam i przeczytałam te dwa rozdziały. Powiem, że zaczyna się interesująco. Ta czarna magia to trochę jak ciemna strona mocy w Gwiezdnych Wojnach :P
Zaskoczyło mnie, że tyle osób żyje ale spoko, u mnie przeżył tylko Snape, w porównaniu ze mną jesteś bardzo łaskawa :)
Życzę weny i zapraszam do siebie!